Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/127

Ta strona została uwierzytelniona.
DOM SŁONECZNY. ONA.
X.

Nazajutrz była niedziela, przeraźliwie nudna jak wszystkie niedziele w wielkiem mieście. Ulice milkną, witryny gasną, sklepy pogardliwie i niegościnnie zamykają drzwi, zasłaniają je deskami. Miasto wygląda uroczyście i nieprzychylnie — zupełnie, jakby na gwarnem przyjęciu wielka gromada ludzi straciła nagle temat do rozmowy. Pauza, przykra pauza. I nikt się nie umie zdobyć na pomysł dorzeczny.

Na Lutherstrasse zamarł wszelki ruch. Tylko przed afiszem teatrzyku „Scala“ stało od rana kilka osób i przyglądało się „królowej tanga“ i „królowi śmiechu“. Twarze pary królewskiej mieniły się trzema kolorami tęczy, litery lśniły, ale w jaskrawem słońcu wiosennem farba drukarska i najlepsze efekty barwne malarza z firmy „Reklama artystyczna“ działały na widza przygnębiająco.
Widz — czyli doktór Wiktor Mec — siedział w pensjo-