Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/13

Ta strona została uwierzytelniona.

zgrane arkusiki papieru tak zwanym spinaczem, składał je starannie we czworo, chował do bocznej kieszeni w marynarce i z westchnieniem ulgi zabierał się do zwykłej toalety. Czarne ubranie świeciło się już mocno na łokciach, spodnie połyskiwały w słońcu, jak metal szlachetny.
O godzinie czwartej szedł do kawiarni na „randkę“ z pewnym panem Kozdrajskim czy Matulkowskim. Raczej Kozdrajskim, niż Matulkowskim. Poznali się w kawiarni w okresie jakichś burzliwych rozruchów w mieście i odtąd w porze poobiedniej grywali w szachy, dyskutowali. Pan Kozdrajski nosił niebieskie przyczepiane mankiety, kołnierzyk gumowy, sztywny półkoszulek i krawat zawiązywał na supełek. Miał prawdopodobnie lat sześćdziesiąt, ale trudno było określić ściśle wiek tego człowieka. Bródka siwiała już zlekka, chociaż oczy patrzyły na świat dość ciekawie i sprytnie.
Nawet w tej podrzędnej cukierence oglądano pana Kozdrajskiego zpode łba i kelner nieraz długo obracał w ręku jego wyrudziały „welurowy“ kapelusz, mrużył ironicznie oczy, wyginał rondo, tarmosił wystrzępioną wstążkę i dopiero później wieszał ostrożnie na kołku owo zielonkawe, miękkie, poplamione nakrycie głowy. Głowa pana K. wyróżniała się zresztą szeregiem dziwacznych