Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/170

Ta strona została uwierzytelniona.

Mała znów patrzyła na mnie długo i uśmiechnęła się tak boleśnie...

Dobrze. Niech i tak będzie. Nie pierwszy raz się skompromituję i ośmieszę gruntownie. Bardzo dobrze.
Każdy człowiek przypomina do złudzenia zwykłą kuchtę. Wierzy, że przyjedzie nagle rycerz w lśniącej zbroi, jednym gestem uwolni go od trosk i zmartwień. Cała literatura na tem się opiera. Mała uważa mnie za Lohengrina z opery. Dobrze. Wdzieję na stare lata srebrną łuskę... Owszem.

16/VI. Poszedłem tedy do pokoju doktora Pecha. Najpierw udawałem, że mnie głowa boli i zażądałem od brodatego olbrzyma recepty. Później wogóle „odgrywałem“ idjotę, przeszkadzałem mu w pracy i zadawałem natrętne pytania.
Hindenburg długo nie pociągnie. Poincaré ledwie się trzyma na nogach. Mussoliniemu nieznani sprawcy odgryźli ogon i ucho. Petronjusz ma rozwolnienie. D’Annunzio ma torsje i wciąż laksuje.
— Panie doktorze Pech — rzekłem po dwugodzinnej niedorzecznej gadaninie — czem pan naświetla swoje preparaty?