Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/180

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dwadzieścia.
— Wypiliśmy dopiero po dziesięć. Musimy dociągnąć do dwudziestu. Pij, pókim dobry. Uwaga, jedenasty!
Dziewczyna rozpaczliwym ruchem chwyciła za ów „jedenasty“, ale się zakrztusiła, zaniosła się suchym kaszlem. Zupełnie, jakby ktoś rozdzierał sztukę perkalu. Szyja jej nabrzmiała i naszyjnik z pereł nie wytrzymał napięcia, pękł. Szklane klejnoty padały rzęsistym gradem na stół, na notatnik w ceratowej okładce, na podłogę.
— Czegóż pan tę panią zmusza do picia podłego alkoholu, panie? — rzekł uprzejmie Mec. — My dwaj możemy sobie na to pozwolić, ale takie chuchro...
Rudi obrócił czerwoną twarz ku „rozmówcy“, wstał, rozdeptał kilka pereł, które zgrzytnęły i strzeliły żałośnie pod ciężką stopą dryblasa. Przechylił głowę, jak kogut:
— A ja tę twarzyczkę znam — zaczął zwykły refren. — A ja sobie tę facjatę przypominam. W kajeciku pisze? A ja takiego widziałem, co w kajeciku pisał! Też była niezła flanca. Ja tę twarzyczkę pamiętam świetnie! Myśmy już mieli z sobą kiedyś rozmówkę na osobności, panie ten...
— Mec.
— Aha. Mec. Dobrze, że pan przynajmniej powiedział, jak pan się nazywa, bo za chwilę rodzona matka pana