Strona:Bruno Winawer - Dług honorowy.pdf/66

Ta strona została uwierzytelniona.

Jest źle i coraz gorzej. Mówiłem z Rzepkiewiczem, mówiłem z Szypułkowskim, ale właściwie ja im nie mam nic do powiedzenia! Kredyty? Na jakiej podstawie mają nam dać kredyt? Pieniądz, jak panom wiadomo, jest bardzo drogi, a my ładujemy żywą gotówkę w zlew, w pompkę, w kilka drutów, w szklany kałamarz. Inaczej to sobie wyobrażałem. Pan Kozdrajski rozpowiadał mi cuda o zdolnościach pana Meca. Dwa i pół miesiąca to trwa — gdzie są wyniki? Proszę o raport. O raport szczegółowy! Co zdziałał pan Mec? Gdzie jesteśmy i kędy idziemy?
— Pan doktór Mec — jąkał Kozdrajski — zabrał się do pracy systematycznej. Do pracy, że tak powiem, od podstaw. Ponieważ mamy eksploatować harmider, więc pan doktór chce się izolować od wrzasku i dźwięków ubocznych. Wytwarza ciszę.
— To, że pan doktór wytwarza ciszę, zauważyłem już dawno. Milczy, ciągle milczy, jak zaklęty. O spirytyzmie nie mówi, o sprawach finansowych nie mówi, o swoich badaniach i o widokach na przyszłość też nie mówi. Milczenie jest złotem, ale na to złoto nikt nam nie da pożyczki. Proszę — pan doktór Mec ma głos! Pan Mec nie może przecież ustawicznie otaczać się mgłami, jak Pytja.