— Nie rozumiem, dlaczego Poldi ma większą gażę ode mnie. Pan czytał, co o moich występach pisze „Urzędowy dziennik ogłoszeń“?...
— Tak — myślał Przybram. — Trzeba było zostać dyrektorem teatru. Ale cóż — mnie od lat dziecinnych pociągały dalekie kraje, białe miejsca na mapach. Chciałem być — mówiąc obrazowo — przemytnikiem, który się ciemną nocą przez granicę rzeczy znanych ku Nieznanemu przedziera. No i tak się jakoś dziwnie stało, że mnie na tej granicy los zaaresztował. Za trzy dni ostatniego halerza wydam — poczem zwracam dobrowolnie Naturze wszystkie atomy, wypożyczone chwilowo dla ukształtowania doktora Przybrama. Niech sobie idą do odwiecznej garkuchni — z czasem powstanie z nich nowa kombinacja, jakiś łopian, ptaszek albo bławatek. Nie mam pretensji, głupstwo, nie rozczulajmy się.
Przełknął łyk kawy, zanurzył pióro w kałamarzu i na blankiecie firmowym (Theatercafé-Marienban-Marianske Lazne) pisał równo, czytelnie, spokojnie.
Panie,
nazywam się Hubert I. Przybram. Piszę do Pana z drugiego końca świata, nie znam Pana osobiście, nie mam pojęcia, jak Pan wygląda i w jakim Pan