Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/27

Ta strona została uwierzytelniona.

ju, położonym akurat nawprost numeru jedenastego — ciemnej klitki, w której od trzech tygodni rezydował Hubert — paliło się światło. Jakaś figlarna, tęga osoba w krótkiej koszulinie krygowała się przed lustrem, przymierzając czerwoną bluzkę batystową, najwidoczniej niedawno nabytą w sklepie. Z trzech póz zasadniczych: a) prawa ręka na biodrze, lewa podniesiona do góry, b) prawa lekko puszczona, lewa na biodrze i c) obie ręce wolno, kibić zlekka przegięta, prawe ramię naprzód — Przybramowi najbardziej podobała się ta trzecia. Nie mógł jednak zawiadomić o tem damy z przeciwka. Siedział po ciemku — w obawie, że ją spłoszy. Nałożył binokle, oparł czoło na zimnej szybie i myślał, że widok tej czerwonej bluzki na wydatnym torsie będzie może ostatniem jego mocniejszem wrażeniem. Wkrótce już uśpionych nerwów żaden kształt ani kolor nie poruszy, wkrótce już zimne gałki oczne będą patrzyły, nie widząc...
Wkrótce? Dlaczego właściwie odsuwać tę chwilę tak daleko? Co kto zyska na tem, że obdarty doktór Przybram będzie się błąkał po żwirowych ścieżkach i asfaltowych chodnikach tej nudnej mieściny? Że zje trzy razy po dwie bułki z masłem, przeczyta dwanaście gazet, nakręci dwukrotnie zegarek kieszonkowy i zdejmie cztery razy buty po to, aby je nazajutrz zasznurować nanowo? List wysłał, kilka słów pod adresem władz miejscowych napisać może po ciemku, ołówkiem, na kolanie... O cóż więc chodzi?