Na okładce, literami kunsztownie stylizowanemi, wydrukowany był tytuł:
— Dziwna przygoda. Ale co tam! Niech mi się zdaje, że doktór Przybram umarł — jak zresztą był powinien — wczoraj po północy. Zmieniam własny ciężar gatunkowy, gwiżdżę walca z „Zemsty nietoperza“ i puszczam się na najdziksze awantury. Gdybym tylko wiedział, który to jest garnitur „marengo“ i co to słowo wogóle oznacza w konfekcji? Marengo? Bonaparte zwycięża Austrjaków... — w jaki sposób genjusz ludzki zamienił ten fakt dziejowy na marynarkę i spodnie?
Punktualnie o godzinie pierwszej minut trzydzieści portjer hotelu „Impérial“ przeżył najbardziej zdumiewający moment swojej długiej karjery służbowej. Przed godziną wpuścił był do numeru szóstego włóczęgę i obieżyświata, osobistość tak dalece podejrzaną, że — mimo rozkazów telefonicznych pana markiza — kazał dla pewności zorganizować pogotowie na pierwszem piętrze, a już po upływie kilku kwadransów ujrzał nagle na czerwonym, puszystym dywanie w korytarzu sportowca i gentlemana w świetnym angielskim garniturze.