Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/59

Ta strona została uwierzytelniona.

ani na światopogląd. Zupełnie, jakgdybym połknął kawał kredy bilardowej.
— Stąd znów wniosek dalszy, że nie podlegam halucynacjom. Castiglioni istnieje, gruby Nirenstein istnieje, Nelli jest osobą realną, chociaż się nazywa Mansilla. Jestem zupełnie trzeźwy, nie działam pod wpływem narkotyku, a nagłe szczęście zawdzięczam innym okolicznościom. Prawdopodobnie — zakochałem się... Bywają takie wypadki — zakochałem się. Dlatego serce mi bije tak mocno i dlatego...
Tu stała się rzecz bardzo dziwna. Pokój miał okna od strony północnej, okna te były przysłonięte dość gęstemi firankami od wewnątrz i koronami drzew sosnowych od zewnątrz. Panował więc w tej komnacie teraz, w godzinie przedwieczornej, dość gęsty mrok, kontury przedmiotów rozpływały się i ginęły — trudno było odróżnić komodę od krzesła. Nagle — Przybramowi zdawało się, że oszalał! — gipsowe rozetki na suficie rozbłysły blado-niebieskiem światłem i zgasły natychmiast. Po chwili wszystkie meble — stołki, komoda, poręcz łóżka, umywalnia — całe wnętrze — jęło się rytmicznie ukazywać i znikać. Jakieś blado-niebieskie światło pulsowało w pokoju, jakiś pełgający, niesamowity płomień dygotał gdzieś, jak gasnąca świeca, albo pochodnia na wietrze. Przybram zerwał się na równe nogi — pełgający ogarek wędrował razem z nim uporczywie i rzucał owe świetliste smugi