Strona:Bruno Winawer - Doktor Przybram.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

spieniężyć uczciwie. Ktoś się nami zajmie, ktoś to nabędzie ode mnie. A wtedy...
— Co wtedy?
— Niczego od ludzi nie żądam. Nie chcę rozgłosu, nie chcę sławy. Spełniłem zadanie. Niech mi pozwolą żyć spokojnie na Sycylji albo na Islandji. Będziemy zbierali muszle, proszę pani, będziemy łowili ryby i jeździli żaglówką po morzu. Dlaczego fatum mnie zmusza do tysiącznych obrzydliwości? Jak się pani mój projekt podoba?
Nelli skoczyła na ławkę, jęła się po niej przechadzać w zamyśleniu, przytupując przytem obcasami w nadziei, że to uchroni od zimna nogi, osrebrzone zaledwie lekkim nalotem lśniącego jedwabiu.
— Pan jest dzieciak — rzekła, usiadłszy na poręczy, — mały, naiwny dzieciak. Pojęcia pan nie ma o sprawach finansowych. Co pan tu nagadał: Islandja, żaglówka, ryby, muszle! I cóż stąd, że panu serce świeci! Pan myśli, że to tak odrazu kupią? czekają na to? Komu i na co jest potrzebne pańskie tętniące serce? Zaaresztują pana na pierwszej granicy, bo pan nie ma pasportu.
— Przepraszam! Mam! Nie swój, ale mam. Pasport niejakiego Arpada Mindsenthyego, oficera węgierskiego, który — biedactwo — spadł i zabił się pod Semmeringiem. Podpisałem jego nazwisko na akcjach — nie weźmie mi, poczciwina, za złe, że go dla odmiany zrobię wynalazcą. Trudno, proszę pani. Mordowałem się przez tyle lat — niech się i moi biografowie pomęczą trochę nad zagadką,