ONA. Zo-ologja, ko-optacja...
ON. Ko-operatywa?!
ONA. Tak.
ON. Całuję panią — pani ma dziecko.
ONA. Jakto, proszę pana? Skąd?
ON. To się wyjaśnia w czasie, kiedy ja wychodzę do fabryki. Pani opiera się na komodzie. Widać pampasy w Ameryce południowej, gdzie dziecko pani jest na garnuszku u obcych ludzi.
ONA. Któż jest ojcem mojego dziecka?
ON. Niewiadomo. List to wyjaśni!
ONA, Niech mi pan powie przynajmniej — syn czy córka?
ON. Nie mogę! List to wyjaśni!
Uwaga! Część druga. Idziemy do mera! Do kościoła. Pobieramy się. Uczta. Zdrowie młodej pary. Bal, Schody. Idziemy do naszych komnat. Lokaje za nami. Świece, pochodnie, rekwizyty, reżyserja — to nas nie obchodzi.
Nareszcie sami. Rozmowa.
ONA. Stajemy obok siebie. Prawda? Ja odrzucam welon. Ko-operatywa, a-utor — plezjozaur?
ON. O-aza, o-aza!
Całuję panią — pani ma dziecko.
ONA. Jakto?
ON. Po pauzie. Oczywiście po pauzie. Część trzecia.
ONA. Rozumiem! Kołyska — my nad nią pochyleni. Szczęście rodzinne.
ON. Właśnie. Ja biorę panią w ramiona, poczem idę fabrykować gięte meble.
Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/124
Ta strona została przepisana.