Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/129

Ta strona została przepisana.

On. (groźnie) Czy w Teatrze Polskim, Praskim, Letnim, Powszechnym grają dwie kobyły historyczne na sezon, czy nie grają? Hę? Czy farsa sięgała do naszej przeszłości czy nie sięgała?
Ona. Sięgała, a ja krynoliny nie włożę!
On. Silentium! Czy na Karowej, Lesznie, Kaliksta, i u rzemeślników-chrześcijan oraz u subjektów wyznania mojżeszowego pokazują, „tło dziejów naszych“, czy nie pokazują? Pani myśli, że pani tak będzie latała po scenie? w takiej sukni? Ogonek, bufki, dekolcik? Minęły te czasy! Pani nie wie dnia ani godziny! Jutro pani każą grać współczesną tragedję historyczną Chwat-Czyńskiego i Gracjana Pyrka z epoki bitwy na Psiem Polu. W tułupie pani będzie chodziła, w samodziałowej kiecce!
Ona. Ale nie w krynolinie.
On. Odrzuca pani rolę? Dobrze. Czem pani chce być? Uprzedzam, jeżeli się pani tych gestów — od się, k’sobie — nie nauczy, jeżeli pani głosu na przedęty patos nie nastawi, to pani jest sceny dla stracona! Więc?
Ona. Ja chcę być Katarzyną drugą.
On. ?
Ona. A tak. Wypożyczę płaszcz od Schneidra i będę przewrotna. Spostrzegam pana na balu, pan ma krótkie spodnie i lakierowanie pantofle, więc osadzam pana na tronie. Pan będzie Stanisławem Augustem.
On. Krótkie spodnie! Stanisław August! To już sto razy było!