Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/137

Ta strona została przepisana.
DUCHY W MIEŚCIE

— Przychodzi do nas przeważnie w godzinach wieczorowych — mówił człowiek zupełnie solidny, ojciec dzieciom i fotograf z zawodu. — Jest wzrostu małego, tak, że tylko głowę widać nad stołem. Głowę ma dużą, baloniastą. Widział go Wicek, Józefowa, moja żona, tapicer. Nie mówi nic, siada, siedzi. Czasem przestawia sobie meble w salonie. Fotel gdzie kanapa, kanapa gdzie puf. I teraz dopiero, kiedy mieszkanie kupiłem, powiadają mi, że go znają, że o nim wiedzieli. To jeden z poprzednich lokatorów, emeryt. Dziewięć tysięcy za te cztery pokoje na Nowowiejskiej zapłaciłem — i, patrzcie państwo, nikt mnie nie ostrzegł! Nikt pary z ust nie puścił! To iest uczciwość ludzka i solidność kupiecka. Tylko w Warszawie takie oszustwo bezkarnie ujść może. Sprzedać komuś za takie pieniądze mieszkanie — z duchem. Czyby to gdzie zagranicą policja na coś podobnego pozwoliła?
Chwila milczenia... Wreszcie malarz odsapnął i rzekł:
— Musiał być straszny idjota ten z baloniastą