Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/139

Ta strona została przepisana.

wreszcie Dyrduła charakterem Dzieżkowskiego napisał weksel na sto miljonów marek i artykuł wstępny do gazety „Dwa Grosze“.
— Tu — rzekł Dzieżkowski — zebrałem resztki sił, przeczytałem dzieła wielkiego Eliphasa, poszedłem na odczyt popularny p. t. „Yoga“, zastosowałem środki radykalne. Dyrduła uciekł, zabrawszy mi złoty zegarek, jedną akcję żyrardowską i obrazek Rembrandta „Napoleon pod Berezyną“. Cóż pan na to, panie doktorze?
Dr. B., jeden z najzdolniejszych u nas psychoanalityków, uśmiechnął się łagodnie.
— Fakty, o których państwo mówią, obchodzą więcej filozofa i publicystę, niż psychjatrę. Stwierdzają bowiem poprostu raz jeszcze tę dość znaną teorję, że największe prawdy powstają i giną po kilkunastu latach — a głupstwo trwa wiecznie. Czy ludzkość w postępie swoim zgubiła kiedy jaki absurd po drodze? Wszystkie gusła, zabobony i brednie kwitną sobie wesolutko naokół. Od lat czterystu mamy teorję Kopernika, mamy astronomję, astrofizykę, — ciała niebieskie znamy, jak zły szeląg, wiemy, czem są i czem my wobec nich jesteśmy — a w cukierence narożnej siedzi i dziś jeszcze przy stoliku domorosły astrolog, prawi o słońcu w dwunastym domu, o Jowiszu, który źle wpłynął na noworodka, o gwiazdozbiorze Wagi, który Dyrdulskiemu przeszkodził w sprawach erotycznych. Medycyna rozporządza dziś promieniami ultrafioletowemi, prześwietla tkanki nawskroś promieniami Roentgena, a w każdej wsi praktykuje znachor i leczy rany okadzaniem, zdrowaśką i dy-