Halszka. Dokąd woził pocztę? — wrócił. Był wczoraj — wpadł, jak po ogień — napisał raport — i dziś miał objąć, ale nie objął... Na dyżur nie zjawił się... Miał się stawić, ale się nie stawił. Jak to w życiu...
Szef. Hm. Czy pani jest zaprzysiężona?
Halszka. Nie, proszę pana radcy ministerialnego. Panna. Dydasiówna.
Szef. Pytam się, czy pani składała przysięgę? Czy pani wie, jaka pani grozi odpowiedzialność za ujawnienie tajemnicy państwowej?
Halszka (głosem drżącym). Wiem.
Szef. Dobrze. Czy pani zna bliżej pana Kierdla?
Halszka. Kierdziela?
Szef. Kierdziela.
Halszka. Znam bliżej...
Szef. Wiedziałem o tem. Macie się ku sobie. (Krzyczy). W nocy z dnia 21 na 22 zeszłego miesiąca oświadczył się o pani rekę i został przyjęty. Co pani na to?
Halszka. Przyznaję się — został przyjęty... Nie wiedziałam, że to wykroczenie służbowe... Małżeństwo, jako takie, aczkolwiek pracujemy w tem samem ministerjum, nie jest kazirodztwem?
Szef. Nie. Chciałem dać pani dowód, że ministerjum wie wszystko. Nic się ukryć nie może, jesteśmy dokładnie poinformowani. A teraz do rzeczy. Niech pani odpowiada! krótko, bez wykrętów: Czy ten człowiek jest jeszcze w mieście, czy uciekł?
Halszka. Pan Kierdziel? Uciekł? Skądby? Dlaczego? Ja nic nie wiem.
Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/167
Ta strona została przepisana.