Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/175

Ta strona została przepisana.

Halszka. Wziąłeś — zaliczkę — na morderstwo — w ambasadie?!
Kierdziel. Wziąłem. I nawet przepiłem.
Halszka. Rozumiem! Rozumiem teraz, skąd te lody, truskawki, liny w majonezie... Oczy mi się otworzyły — za późno.
Kierdziel. Lody były za co innnego. Lody były, uważasz, za insygnja królewskie! Poszły do Brazylji.
Halszka. Zbrodniarzu! Życie nasze mogło się toczyć po różach — ale cóż — robak się lęgnie i w bujnym kwiecie! Nigdy za ciebie nie wyjdę, rozumiesz? Nigdy zhańbionego nazwiska twego nosić nie będę!
Kierdziel. Nazwiska? Zhańbionego? Kiedy ja występuję pod pseudonimem. Kierdziel jest za trudny do wymówienia dla cudzoziemców! Nazywam się Coeur d’Ello.
Zobaczysz, jaki będę głośny w Europie!

(Interesant).

Interesant. Przepraszam bardzo... ja pewnie przeszkadzam... ale mnie powiedzieli... I ja tu mam jeden papier... Może mnie pan od niego uwolni... Będę pana całe życie błogosławił.
Kierdziel (staje przed nim — w kostjumie djabla — groźny, wyniosły.) Co u djabła. Chwili wytchnienia człowiek nie ma. Po nocy pan tu nas będzie nachodził? Co to — niema godzin biurowych? Od dwunastej do drugiej i od szesnastej do osiemnastej. Nie umie pan czytać?
Interesant. Kiedy to jest pilny interes — i nie