Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/177

Ta strona została przepisana.

Kierdziel (zdumiony) Jak powiadasz?

(Pan Szef Sekcji wpada kłusem).

Szef. Coś uczynił, nieszczęsny, z PPWNI?
Kierdziel. PPWNI? Pan powiedział wyraźnie PPWNI!
Halszka. PPWNI!
Szef. PPWNI! Jutro o tem będą artykuły na pierwszej kolumnie! PPWNI!
Kierdziel. To jest stronnictwo w sejmie?
Szef. Nie!
Kierdziel. Spółka akcyjna z ograniczoną odpowiedzialnością? Rozkład jazdy? Urząd państwowy? Nowy teatr? — Republika na Bałkanach?!
Szef (kiwa głową) Tak. Na Bałkanach! Komuś odprzedał, nieszczęsny, nasz traktat z Salwersynją?
Kierdziel (osłupiał). Z Salwa...?

„Nie dziw się, że bez słowa odchodzę,
Ale cóż ci powiedzieć mam wszak?“

Szef. Gdzie jest papier PPWNI? W czyich rękach?

(Interesant wchodzi. Wyjmuje z kieszeni kopertą opieczętowaną).

Interesant. On jest w moich rękach, proszę pana ministra. Ten papier to ja znalazłem — 3 tygodnie temu — na ulicy Miodowej. Ja idę. Papier leży. Ja go, na moje nieszczęście, podnoszę. I trzy tygodnie z tem chodzę i chcę oddać podług tego adresu i nikt ode mnie wziąć nie chce. Z Miodowej mnie pędzą na Wierzbową, z Wierzbowej na Mazowiecką, z Bielańskiej na Krakowskie... Ja już się zacząłem starać o ulgowy paszport zagraniczny,