Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/178

Ta strona została przepisana.

żeby przynajmniej darmo nie chodzić... Proszę tu jest PPWNI. Oddaję. Ale ja się nabawiłem choroby serca i żądam, żeby mnie panowie puścili do Nauheim.
Szef (wyjmuje lupę, ogląda). Pieczęcie są. Całe. Nieuszkodzone. Hm. Co to wszystko znaczy?
Kierdziel. Nie wiem.
Szef (do Interesanta). Hę?
Interesant. Ja wiem? Znalazłem, to oddaję. Trzy tygodnie z tem chodzę — od Annusza do Kajfusza. Ja proszę o paszport ulgowy do Nauheim. W dzień chodzę, w nocy chodzę — już zupełnie zdrowie straciłem. Co robić? Nie wypada, żeby taki papier leżał na ulicy... Czy tam może jest co ważnego w środku?
Szef (krzyczy). Ja myślę. Traktat handlowy zaczepno-odporny z Betunją i Salwersynją.
Interesant. Z Betunją? Z Salwersynją? No, to nie jest ważne. To drobiazg.
Szef. Pan pozwoli, że ja będę innego zdania. Traktat, nad którym pracowaliśmy sześć miesięcy. Dwieście paragrafów z dopiskiem
Interesant. To jest przedawnione, proszę pana. Pan nie czytał? (Wyjmuje pismo żargonowe). Te obie Betunje już od dwóch dni nie istnieją. One się zlały razem i połączyły do kupy — niech pan to sam przeczyta... (Wtyka mu gazetę. Do Kierdziela). Pan naczelnik jest bardzo ładnie ubrany. To nowy uniform urzędników państwowych?
Kierdziel. Nie, ja gram do kinematografu. Spóźniłem się na pociąg w Wilanowie i nie zdążyłem