Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/179

Ta strona została przepisana.

się przebrać. — Zbawco! Pan wie, że pan mi życie ocalił? Musiałem chyba zgubić tę kopertę przed wyjazdem... Dziękuję panu. Co za szczęście, że to pan znalazł a nie kto inny!
Interesant. Proszę bardzo. Nic nie szkodzi. Znaleźć — to głupstwo, ale oddać! — Ja trzy tygodnie nie śpię, nie jem, tylko chodzę z tą kopertą. To tu — to tam. Dostałem astmy i trochę się odezwały kamienie żółciowe. Może mi państwo dadzą paszport zagraniczny, chociażby do Marienbadu? Nazywam się Kandelaber...
Szef (sprawdza papiery). Djabli nadali. Wszystko w porządku. Trzeba odwołać wzmiankę w gazetach... Trudno. Jak pan się nazywa? Kandelaber? Pan chce mieć podziękowanie na piśmie? Z podpisem ministra?
Interesant. Nie. Jabym wolał jakiś mniejszy paszport zagraniczny ulgowy. Żeby nie trzeba było chodzić po to sześć tygodni, tylko trzy. Bo ja już nie mogę.
Szef. Niech pan się zgłosi jutro na Plac Teatralny — z podaniem.
Kierdziel. Później pan przyjdzie do mnie, na Wierzbową.
Halszka. Na Miodowej ja się panem zajmę, panie Kandelaber. Pan ocalił Dusia!
Szef. Jeżeli pan ma znajomości w Ratuszu i w pałacu Staszyca i przyniesie zaświadczenie z Izby skarbowej...
Kierdziel. ...i legitymację od rządcy domu, poświadczoną w komisarjacie...