Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/24

Ta strona została przepisana.

— z kuchnią, łazienką i wszelkiemi wygodami Ów worek razem z przyczepionym doń mocnemi sznurami koszem od bielizny (gondolą) tworzył przyrząd, zwany „Tilly II“ — Tilly, bo tak właśnie było na imię córce burmistrza, która zresztą w tem opowiadaniu nie odgrywa, niestety, żadnej roli. „Tilly II“ co pewien czas wzbijała się w powietrze i służyła wyłącznie do przeróżnych badań naukowych.
Razu pewnego kolega z meteorologji, Rotzoll, opowiadał nam, fizykom, przy herbacie barwnie i zajmująco o swoich przejażdżkach tym balonem i wrażeniach napowietrznych. Rotzoll był wogóle urodzonym epikiem i albo zupełnie milczał (naprzykład przy egzaminie doktorskim, którego też nigdy zdać nie mógł), albo mówił, osiągając nadzwyczajne efekty plastyczne zapomocą samych tylko rzeczowników:
— Wzlot! Barograf — chmury — słońce, jak herbatnik. Myślę sobie: zaćmienie! Patrzę na dół: cień balonu — półksiężyc! Powiadam — co u licha? Balon jest okrągły, a cień ma w kształcie piernika? I dopiero, kiedy sobie to wszystko narysowałem na papierku — rozumiem! Optyka geometryczna — camera obscura...
W miejscach trudniejszych Rotzoll nadrabiał miną, albo gestem, zabierał nam filiżanki, podstawki, łyżeczki, które traktował jako modele czy pomoce szkolne, i wyjaśniał sprawy zawilsze, żonglując sitkiem od herbaty. Słuchaliśmy z zapartym oddechem.
— Kubuś! — rzekłem wreszcie do przyjaciela i warszawianina, Stanisława Z. — jedziemy! Musimy