Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/39

Ta strona została przepisana.
JIZDENKA

Ludzie sceptyczni nie mają racji, — cuda się i dziś jeszcze dzieją, a bajki dziecinne mówią szczerą prawdę. Są wyrazy dziwne, są słowa tajemne, które najcięższe podwoje otwierają. Jedno z tych zaklęć brzmi podobno: „Sezamie, otwórz się!“, inne brzmi napewno: „celorocni jizdenka!“.
Kiedy — z okazji jakiejś premjery w Pradze — uprzejmy konsulat czeski przysłał mi nieduży kawałek kartonu i list z zapewnieniem, że wystarcza, abym ten kartonik u dołu podpisał, a mogę jeździć przez trzy miesiące wszystkiemi kolejami C. S., nie wysiadając z wagonu, „rychlowlakiem“ i pierwszą klasą, — uśmiechnąłem się łagodnie od ucha do ucha. Nie wierzę! Miałem już niejedną premjerę w Warszawie, wiem, co człowiekowi w tym wypadku grozi, wiem, co go za to czeka i na plewy wziąć się nie dam! Prawdopodobnie konduktor w Piotrowicach, zobaczywszy mój kartonik, sprowadzi natychmiast kogo należy, poczem zamkną mnie w jakiej podejrzanej ubikacji i odczytają mi chórem na głos — zaraz na granicy — coś w rodzaju recenzji kolegi Zakrystowskiego...