Jestem od onegdaj współobywatelem pana Kirkora Tuntudżana, który przyjechał z Fiłipopolu z synem Kevorkiem, jestem kolegą i sąsiadem markiza Heli de Talleyrand, Frajdy Rozenberg, Bensussana, Margit‘Salomonowicz, Fedry Eftiwulu, Rives’a George’a Barklay’a, Alfreda hr. Potockiego, Perkuta Ino a Branko, Taher El Lozy Beya... W rubryce: „pobyt stały“ czytam słowa, które dla mnie przynajmniej, brzmią, jak epicki poemat, pisany vers-librem: Ateny, Kowno, Grosswardein, Middletown, Kielce, Vevey, Philadelphia, Memphis, Miechów, Addis, Abeba, Green Bay, Hajdunanas, Warszawa, Nyiregyhaza... Źadnem nazwiskiem, ani powołaniem nie można tu nikogo zadziwić, żadne imię nie wywoła sensacji. Kornel Makuszyński ma już na sąsiedniej stronicy konkurenta w Kornelu Kuzsiku, który razem z Jacubek Ludmiłą przybył właśnie z Jaffy.
A kiedy raniutko o świcie, o 8-ej, wszystkie te Middletowny, Filipopole, Nowe Bydżovy, Kairy, Limy, Toronta ruszą na deptak, pod Mühlbrunn, kiedy jedwabne swetry angielskich ladies migać poczną obok atłasowych chałatów rabinów galicyjskich, kiedy się wzdłuż rzeczki Ciepłej rozwinie barwny pochód tych ludzi, uzbrojonych w kubki i zagięte rurki szklane — nawet żydzi z pod Rzeszowa wyglądają, jakby palili nargile, — mam ochotę pełną piersią krzyknąć: hosanna! Nareszcie! Europa po dziesięciu latach histerji i szaleństw wraca do zdrowia. Zamiast się truć gazami i psuć powietrze „stinkbombami“ zaczynamy poprostu leczyć chorego na żołądek pana Dawida Restrepo, dyplomatę
Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/41
Ta strona została przepisana.