Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/53

Ta strona została przepisana.

powinien pan stanąć w pensjonacie, Boarding House, wpobliżu Victoria Station. Stamtąd niech pan telefonuje do British Radium Co, dyrektorem jest pan Smith. Proszą go pozdrowić ode mnie. Tubkę, po dokonaniu pomiarów, złożą panowie w filji Deutsche Bank, London City. Proszę — tu są listy, papiery, czek. Niech pan sobie w drodze niczego nie odmawia, jest pan delegatem miasta F. Niech nas pan nie oszczędza! Polecam panu zwłaszcza to pudełeczko. Zawiera świetne pigułki, które podobno chronią od choroby morskiej. Kanał to niby nic, cieśninę Kaletańską przejedzie pan przez trzy kwadranse, a jednak... Bywają tam burze, dla których najstarsi marynarze mają respekt. Do widzenia. Przyjemnej podróży...
Burze? Pigułki?
— Przepraszam pana, panie mecenasie — rzekłem drżącym głosem — jedno pytanie?
— Słucham?
— Czy nie możnaby tej podróży odłożyć? Głównie zaś — czy nie mógłby pojechać kto inny? Nie wiem, czy panu wiadomo, że ja poświęciłem się zjawiskom optycznym... Promieniotwórczość, a zwłaszcza fabrykacja radu to dziedzina, którą znam nieco powierzchownie... nawet bardzo powierzchownie. Między nami mówiąc — wcale jej nie znam...
— Poradzi pan sobie, doktorze. Głupstwo!
— Poradzę sobie?... Skoro pan mecenas jest tego pewien... I jeszcze jedno pytanie...
— Słucham?
— W razie, gdyby mi się coś nie udało... Nie