wsiadłem z dyrektorem Smithem do samochodu i ruszyliśmy w stronę City, przyczem każdy z nas trzymał pieczołowicie i ostrożnie za jeden koniec niewielką rurkę szklaną, opatrzoną znakami BWBrL, wydrapanemi pracowicie na szkle.
W godzinę później depeszowałem do F. lakonicznie:
Profesor Wagemuth, Instytut fizyczny. Tubka zawiera 199 miligramów bromku radu. Znak na szkle BWBrL.
Taki sam telegram wysłałem do mecensa Mortona, z tym dodatkiem jedynie, że ampułkę wręczyłem, stosownie do instrukcji, dyrektorowi D-Banku w City i misję swoją uważam za skończoną.
Poczem lekki, jak piórko, udałem się w stronę High Holborn, do biura Cooka!
— Panie! — rzekłem do urzędnika, który się nudził w pustym lokalu za ladą, — jadąc tu, do Londynu, nie widziałem morza! Przeżycia natury osobistej pochłonęły mnie całkowicie i nie miałem czasu na kontemplację. Na pańskim progu przyszedłem czołem uderzyć!... Niech mi pan ułoży marszrutę powrotną. Teraz już mogę podróżować, jak globe-trotter i turysta — mam prawo moralne! Proszę o ocean! Dużo oceanu, jak najwięcej oceanu, i w dzień, jeżeli łaska, bo w nocy nic nie widać.
Urzędnik spojrzał przez szybę na zachmurzone niebo nad Holborn Street, na podejrzane mgiełki, wałęsające się między domami: — Pan chce jechać jutro?
— Tak jest. Jutro.
Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/59
Ta strona została przepisana.