Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/69

Ta strona została przepisana.
SŁAWA

Rabbi Joszua Ben Cwi, Rabbi Jezechjel i Rabbi Ben Akiba szli ku domowi.
Tego dnia dysputowano gorąco w świątyni. Kto patrzał uważnie, mógł to dojrzeć odrazu. Rabbi Joszua Ben Cwi, Rabbi Jezechjel i Rabbi Ben Akiba mieli rumieńce na bladych twarzach. Przechodnie patrzyli uważnie i widzieli rumieńce na twarzach i kłaniali się w pas, ze czcią i szacunkiem. Któżby ich nie znał trzech mężów światłych, trzech słońc Syjonu? Gdzie niegdzie tylko — zrzadka — pouczał ktoś w tłumie szeptem ciekawego przybysza:
— Rabbi Joszua Ben Cwi! Rabbi Jezechjel! Rabbi Ben Akiba! Musiała dziś być wielka dysputa w świątyni!
Tak szli trzej mężowie — a było, jakby trzy słońca naraz wzeszły nad miastem. Trzej mężowie szli wolno, ale ręce ich i palce wykonywały ruchy szybkie, błyskawiczne, goniąc za lotną myślą, I rumieńce nie znikały z ich twarzy. Była dziś bowiem wielka dysputa w świątyni. Rozstrząsano to miejsce Pisma, gdzie powiedziane jest: kto na własnym albo na publicznym gruncie wykopie dół, więcej