„Lepsze czasy“ to wyciąg fortepianowy z „Cichego alarmu“, ekstrakt „Tematów i warjacyj“... Tomik ten zawiera wogóle wybrane, nieśmiertelne, nieprzedawnione drobne utwory moje i każdy czytelnik „Bibljoteki groszowej“ ma gwarancję, że nawet w dwa tygodnie po nabyciu książki nic się w niej zestarzeć, nic zwiędnąć nie może. Za dłuższy okres czasu oczywiście ręczyć nie będziemy. Każda sztuka, więc i sztuka literacka, czerpie soki ze zdarzeń aktualnych. Czyż to nasza wina, że kalejdoskopem tych zdarzeń ustawicznie ktoś potrząsa i że to, co było interesujące wczoraj, już dzisiaj jest nudne? Czasy spokojne mają literaturę trwalszą, w okresach burzliwych ludzie, poglądy, fakty mijają tak szybko, że to, co o nich mówimy podlega dewaluacji gwałtownej. Trudno — wszelka lokata kapitału dzisiaj zawodzi i dlatego nikomu dać rękojmi nie możemy, że nabywając na własność „Lepsze czasy“ zrobi na tem dobry interes.
Ostatecznie słowo jest tylko słowem i wszelkie rozmyślania filozoficzne w naszych warunkach nie na wiele się zdadzą. Nabywca tej książki powinien się cofnąć, póki czas, — zażądać zwrotu pieniędzy i za 95 groszy objechać Warszawę sześć razy zerem dookoła.