Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/75

Ta strona została przepisana.

Zasada, jak widzimy, bardzo podobna do tej, którą dziś w naszych, ogólnie przyjętych automatach muzycznych stosujemy.
Podówczas takie automaty nie cieszyły się uznaniem. Ludzie samogrający-pianiści, o których wyżej była mowa, obawiając się, że chleb stracą, rzucili na wszelkie pianole pewne odjum — i publiczność nie miała odwagi być innego zdania, niż oni. Wyobrazić też sobie możemy, z jakiem politowaniem patrzano w domu państwa Tylków na młodego Cecyla, który nie posiadał dość długich palców u rąk i przeto musiał grać na pianoli!
A młodociany Cecyl nie zważał i grał. A zwłaszcza badał nuty. Bo w muzyce interesowały go właśnie najbardziej dziurki w nutach.
Studjował pilnie figury i linje, jakie tworzą, rysował kombinacje, które się powtarzały najczęściej. Aż wreszcie z tych prób i igraszek dziecięcych wyłoniła się myśl, której zawdzięczamy całą naszą muzykę współczesną.
Myśl, że te szeregi i figury nie są zupełnie dowolne, ale ze mają pewien rysunek, pewne cechy, które się powtarzają wszędzie — w symfonjach jak i w „polkach w szafliku“.
Myśl, że z tych nut można odcyfrować naszą estetykę, odnaleźć analitycznie te kombinacje, które wywołują hałas dla naszych uszu przyjemny.
Myśl wreszcie, że wystarcza kilka dni prób, aby wytworzyć taki szereg dziur w całem, który, puszczony w ruch obrotowy na wałku pianoli, wywo-