Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/83

Ta strona została przepisana.

z chodnika na chodnik przejść, niżli w starożytności prawodawcą zostać. Solonaby na pierwszym rogu samochód przejechał, Tales z Miletu listuby poleconego na poczcie odebrać nie umiał. Cezaraby za nieudolność z wojska wyrzucili i musiałby do milicji na posterunkowego wstąpić.
Arystofanes. Tacy są mądrzy, mówisz? Czemuż więc oko twoje weselem nie jaśnieje, czemu policzki żółte masz i zapadłe? Zaliś powodzenia nie miał?
Szekspir. Owszem. Oklaskiwano mnie mocno i w antraktach wywoływano.
Arystofanes. Może Arystarch który, albo Zoil ugryzł cię boleśnie?
Szekspir. Gorzej, Ateńczyku. W bufecie napojono mnie akwawitą monopolową od cykuty gorszą, a na wieczerzę jadło mi spożywać kazali, któremby pies spartański pogardził, ogon zadarłszy.
Arystofanes. Przebóg, co słyszę? To oni wołu dotąd „elektrycznego“ nie wynaleźli? wina „obrotowego“ nie mają? ambrozji „łukowej“ nie odkryli?
Szekspir. Nie, mistrzu ateński. Żywią się gorzej od huncfotów.
Arystofanes. Powiedz temu pospólstwu, żeby sztuk moich wystawiać się nie ważyli! Bo przyjdę i na cztery wiatry rozpędzę! Niech sobie grają Fikołkowskiego.

I niech fałszują wino.