Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/9

Ta strona została przepisana.
LEPSZE CZASY, NIŹLI TERAZ SĄ...

W każdem większem zbiegowisku jest poważny procent tych ludzi. Stosunkowo najwięcej bywa ich jednak w kawiarni pod zegarem, na herbatkach tańcujących pod piecem i na premjerach teatralnych w pierwszych rzędach krzeseł. Patrzą na teraźniejszość okiem zamglonem, kiwają głowami pobłażliwie, wzdychają raz po raz i szepcą, ruszając blademi wargami: dawniej... dawniej!... dawniej!!...
Dawniej, proszę państwa, kobiety były urodziwsze, tańce były piękniejsze, panowie byli weselsi, dekolty były bardziej marmurowe, sztuki teatralne bardziej wzruszające, słońce grzało mocniej, poeci rymowali lepiej, ptaszęta ćwierkały radośniej.
Trudno dociec, kto właściwie taką opinję czasom przeszłym wyrabia: historycy, którzy z tego żyją? starsi panowie, nieco zblazowani w stanie kawalerskim i pozbawieni wrażliwości? Niewiadomo. Pewne jest tylko to jedno: poważny odsetek naszych współczesnych wierzy niezachwianie, że niegdyś — dawniej — każdy mąż stanu był Juljuszem Cezarem, każdy autor dramatyczny Szekspirem, każdy żołnierz bohaterem i każdy wróbel kanarkiem.