Strona:Bruno Winawer - Lepsze czasy.djvu/97

Ta strona została przepisana.

dym razie nawet za grubsze pieniądze nie znajdziecie dziś człowieka, któryby się tej roli mógł podjąć.
Wyobraźcie sobie, naprzykład, że sięgam — jako autor — do wzorów teraz już klasycznych, do mistrzów pozytywizmu i robię z mego Świrskiego Wirskiego — czy jak się tam owe typy zazwyczaj nazywają — dzielnego kupca. Dzielny Świrski fabrykuje perkaliki jak Połaniecki, albo zakłada sklep, jak Wokulski — i co dalej? Podatek majątkowy, podatek obrotowy, podatek dochodowy... — Świrski robi sromotną plajtę. Gdzie tu jest temat do powieści?
— Każcie mu budować koleje żelazne! Niech będzie inżynierem, jak za czasów Elizy Orzeszkowej.
— Inżynier nie buduje dzisiaj dróg, nie przerzyna dalekich obszarów szynami kolejowemi. Co najwyżej kopie sobie dołki w Alejach Jerozolimskich. Jeżeli zaś macie na myśli jego kolegę, budowniczego Solnesa, to ten — jak wiadomo — oddawna zawiesił wypłaty, zlikwidował przedsiębiorstwo budowlane i szuka posady konduktora w tramwajach. Stagnacja.
— Pchnijcie Świrskiego na drogę romantyczną, zróbcie z niego uwodziciela! „Don Juan“ niedawno miał szalony sukces...
— Nie wyobrażam sobie uwodziciela w naszych warunkach mieszkaniowych. Żeby podbijać serca niewieście, szerzyć popłoch i zamęt wśród podwik, żeby bałamucić skutecznie kobiety i dzierlatki — trzeba mieć przynajmniej lokal w śródmieściu. Don Juan Tenorio, który musi szeptać słodkie słówka w parku Skaryszewskim, a później wiezie otuma-