Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/18

Ta strona została uwierzytelniona.

mieszkania prywatnego przy ulicy Wspólnej. Jął mi wyłuszczać jakąś sprawę, ale byłem tego dnia zdenerwowany przejściami rodzinnemi i nic zrozumieć nie mogłem. Zauważyłem natomiast odrazu w gościu moim pewne, dla specjalisty ciekawe, obsesje, R. H. oglądał ze wzruszeniem tapety pokoju, w którym go przyjąłem...
DORDOŃSKI. Może biedak akurat szukał mieszkania?
PISTJAN. Właśnie. Prócz tego, jak mi mówił, nocował nieraz w tym pokoju przed wojną, gdyż lokal należał do babki jego Leokadji Pobrykalskiej. Po krótkiej rozmowie poprosił mnie też, bym go zaprowadził do salonu. Tu począł niezwłocznie liczyć deski w podłodze...
CÓRUŚ. Aha!!
PISTJAN. Tak jest, koleżanko Córuś. Dosłownie to samo sobie pomyślałem. A policzywszy deski, powiedział mi ni stąd ni zowąd raptem: Profesorze, pod tą posadzką ukrywa się coś, co mnie uczyni bogatym.
CÓRUŚ. Pseudologja phantastica! Typowe!
PISTJAN. Brawo! Słusznie! Zaproponowałem natychmiast gościowi mojemu krótki pobyt w zakładzie i kurację psychoanalityczną. Zgodził się chętnie i od tej chwili choroba R. H. rozwija się nader pomyślnie. Spostrzegamy u R. H. pewne tiki nerwu trójdzielnego, manję układania wyrazów dziwacznych, pewną dezorjentację przy chodzeniu... Pacjentowi jest coraz gorzej i to właśnie dowodzi, że kuracja skutkuje. Bo człowiekowi musi być gorzej, jeżeli chce, żeby mu było później lepiej...
DORDOŃSKI. Naturalnie — gdyby mu było za dobrze, toby się poważnie rozchorował...