Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/30

Ta strona została uwierzytelniona.

HEYST. Panno Mary... Trudno mi to wyrazić, ale ja tu tylko dla pani wytrwałem dotąd. Uczucie bowiem, które żywię dla pani....: Cios odparowałem.
MARY. Tak. Ale teraz — une riposte (atak). Drugie starcie.
HEYST. Nie będę pani mówił ani o kolorze jej oczu, ani o zapachu jej włosów... Przepraszam, czy to ma być boks francuski, czy angielski?...
MARY. Wszystko jedno. En garde.
HEYST. Owszem... Jakiś dziwny urok ma pani dla mnie... Kobiecość... wdzięk romantyczny... Sapristi. to boli.
MARY. Myślę. Jeszcze raz (wypad, Mary uderza i — z rozmachem pada w objęcia Heysta).

(PISTJAN — DORDOŃSKI)

PISTJAN. Co to?
DORDOŃSKI. To jest też metoda psychoanalizy, ale — dawniejsza.
PISTJAN. Panie Ryszardzie?
HEYST. Nie, profesorze. Lekcja boksu. Chciałem dowieść, że my na politechnice w Leodjum również czasu nie marnowaliśmy.
PISTJAN. A, tak? Trzeba to wciągnąć do książki. Zaraz, mój kochany panie. Co ja to chciałem powiedzieć?
HEYST. Profesor pozwoli, że najpierw ja krótko i węzłowato wyłuszczę...
PISTJAN. Zaraz, powiadam. Aha, wiem. Ta kartka: Pan Powsinowski dał mi tu taki karteluszek, znaleziony na pańskiem biurku. „A-wit-kwoj--cy“. Pan nie pamięta, kiedy pan to pisał?
HEYST. Onegdaj.
PISTJAN. Aha! Rano, czy wieczorem?