Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/36

Ta strona została uwierzytelniona.

PISTJAN. A to jeszcze nie wszystko. Wyobraź sobie — dziwny przypadek infekcji psychicznej. On mi zaraził Mary.
DORDOŃSKI. Czem?
PISTJAN (gest). Tem.
DORDOŃSKI. Mary ma fijoła?
PISTJAN. Tak, (ogląda się tajemniczo). Fijoł — to może nie jest definicja ścisła, ale nie spierajmy się o słowa... Którejś nocy, uważasz, Adasiu budzę się — coś dziwnie trzeszczy, zgrzyta, pojękuje, bzz, bzz, kładę pantofle, idę przekręcam kontakt... Tam w kąciku przycupnęła moja córka, Mary i temi oto narzędziami świdruje, boruje...
DORDOŃSKI. Co ty powiadasz?
PISTJAN. Oczywiście sadzam dziewczę na fotelu, przypieram do muru, gadu, gadu od słowa do słowa. Wiesz co robi? szuka pod podłogą kasetki.
DORDOŃSKI. Jezus, Marja. Kalafier — kobryner — kasetka. To samo.
PISTJAN (kiwa głową). Biorę ją na spytki metodą Fajgenblata i Chareeta co się okazuje? On jej nagadał niestworzonych rzeczy...
DORDOŃSKI. Fajgenblat?
PISTJAN. Nie, Heyst. To owo dziesiąte. Tamto umyślnie udawał, a to znów była symulacja. Jakgdyby symulacja też nie była zboczeniem. Słowem dziewczyna się tem przejęła i świdruje mi salon bormaszyną.
DORDOŃSKI. Powiem ci szczerze, że ja wogóle nie mogę pojąć, dlaczego ty takie młode stworzenie trzymasz w klinice. To dobrze, że ona studjuje medycynę. Ale — do licha — są inne specjalności.
PISTJAN. Doszedłem do tego samego wniosku. Dla kobiet istnieją na tym padole tylko dwa zaszczyt-