Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/43

Ta strona została uwierzytelniona.

GABRJELA. Koperty nie mam, wyrzuciłam. Ale i tak wiem, o co chodzi. Po papierze poznałam. Albo i ten Heyst Ryszard. Taki on Ryszard, jak ja Balbina. Pan myśli, że ja nie wiem, kogo on tam przez trzy miesiące u siebie przyjmował. Prosta kobieta jestem, ale mnie ludzie rozumu uczą.
DORDOŃSKI. Pani Gabryelo. Ręczę pani, że Ryszarda Heysta na własne oczy widziałem tak, jak panią widzę. To jest inżynier.
GABRJELA. Taki on jest inżynier, jak ja wiolonczelistka.
DORDOŃSKI (pada na krzesło. Wchodzi Powsinowski — ma w ręku notesik, dodatek nadzwyczajny „Kurjera“ i laskę).
POWSINOWSKI. Dobry wieczór, dzień dobry. Gabinet upadł! Kochana droga pani Brysia, jak zawsze przy pracy, (tajemniczym szeptem mówi jej na ucho). Pani! Niech pani czeka na mnie w kuchni. Rzecz pierwszej wagi.
GABRJELA (chce coś powiedzieć).
POWSINOWSKI. Pst. Wiem, co pani chce powiedzieć — odpowiadam za wszystko. (Gabryela wychodzi). Nie lubię zwarjowanych kobiet.
DORDOŃSKI (skarży się, pokazuje list). Cudze listy otwiera. Życie zatruwa temu poczciwcowi...
POWSINOWSKI. A propos. Gdzie szanowny poczciwiec? Gdzie profesor? (Wybiega na korytarz, woła, jak w kniei). Profesorze! Profesor! (sprowadza Pistjana). Panowie, są ważne wiadomości. Odnalazłem go. Schował się w mysią dziurę, alem go wyciągnął... Jest.
DORDOŃSKI. Kto?
POWSINOWSKI. Heyst.
PISTJAN, Gdzie?