Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/49

Ta strona została uwierzytelniona.

MARY. Żałuję bardzo — mówiąc stylem handlowym, że z łaskawej oferty pańskiej skorzystać, niestety, nie mogę.
HEYST. Dlaczego?
MARY. Firma moja tego rodzaju przedsięwzięciami się nie zajmuje i woli raczej piłkę nożną w „Agrykoli“ niż polowanie na męża. Prócz tego zaś...
HEYST. Co „Prócz tego zaś“? Czekam: czekam z biciem serca.
MARY. Proszę pana — ja nie mogę sobie rekwirować małżonka z kliniki mojego ojca. Coby ludzie na to powiedzieli?
HEYST. Ludzieby powiedzieli, że metoda Pistjana tworzy cuda. Po trzech miesiącach pacjent daje dęba, a po czterech żeni się nawet z córką lekarza.
MARY. I to, że się żeni ma być dowodem, że jest normalny? Dziwne rozumowanie. Nie panie Ryszardzie. Papa, jak panu wiadomo, stosuje w niektórych wypadkach hypnozę. Ludzieby powiedzieli, że pan mi się oświadczył pod wpływem sugestji w śnie hypnotycznym.
HEYST. To żarty, panno Marjo: Ja i hypnoza. Niech pani spojrzy uważnie w te oczy (patrzy na nią mocno). Czy pani to sobie wyobraża? Ja i sugestja? Ja dziką bestję potrafię ujarzmić. Nocnego stróża raz uśpiłem spojrzeniem.
MARY. Proszę na mnie nie patrzeć tym wzrokiem. Nie jestem wcale wrażliwa, a zresztą... choćby nawet... To nie są sposoby uczciwe.
HEYST. Dobrze. Będę się oświadczał, patrząc w sufit. (Patrzy w sufit). Kocham panią, panno Mary, i proszę o jej rękę. Czy wolno mi pomówić z papą?
MARY, Nie trzeba, ja mówiłam już z papą?