Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/50

Ta strona została uwierzytelniona.

HEYST (ściska mocno jej dłoń). Dziękuję: Cóż papa?
MARY. Papa ma zupełną słuszność. Papa powiada, że gdyby pan nawet to i owo udawał, to już sam pociąg w tym kierunku świadczy o pańskiej insanity. Ganser i Krawuczke twierdzą, że symulacja wogóle nie istnieje...
HEYST. Ganser i Krawuczke tak twierdzą? Ciekawe.
MARY. Tak. Piszą wyraźnie, że symuluje zawsze i jedynie tylko neurastenik, schizoferenik albo debil.
HEYST. Debil to pewne jest skrót wyrazu demobil? Panno Marjo, jeżeli Ganser i Krawuczke tak piszą, to tylko dowód, że ci ludzie mają gdzie mieszkać. Ja nie miałem mieszkania i dlatego wkwaterowałem się swego czasu do zakładu dla nerwowych. Gdybym wiedział co mnie czeka, tobył się udał gdzieindziej i kazał sobie chlasnąć ślepą kiszkę — pardon. Krótko mówiąc, pani mnie ma za debila czyli idjotę?
MARY. Nie ja, tylko papa i Krawuczke. Mnie te rzeczy już nie obchodzą bo ja się przerzuciłam na okulistykę. Papa twierdzi stanowczo, że gdyby pan nawet niektóre symptomy podrabiał, to tem większa jest pewność, że inne są istotne.
HEYST. Które naprzykład?
MARY. Urojenia, obsesje. — Kasetki niema!
HEYST. Niema? Niech mi pani w oczy spojrzy.
MARY. Nie spojrzę.
HEYST. Przecież pani się zajmuje okulistyką?
MARY. Ale nie w życiu prywatnem.
HEYST. Zatem — niema? A jeżeli niema, to ja jestem debil, demobil i Krawuczke? Tak? Dobrze (zdejmuje marynarkę). Gdzie pani ma świderek?
MARY. Panie Ryszardzie, co pan chce robić?