Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/52

Ta strona została uwierzytelniona.

DORDOŃSKI (do H. który stoi właśnie na środku pokoju coś obliczając). Panie, Dordoński jestem.
HEYST. A, wiem, mąż pani Córuś.
DORDOŃSKI. Ale skąd: adwokat Dordoński. Przyjaciel mój, dr. Pistjan, ma właśnie dłuższą konsultację telefoniczną. Prosił, żeby pan zaczekał. Mam panu dotrzymać towarzystwa.
HEYST. Dobrze niech pan siada, nie tu, tam na fotelu.
DORDOŃSKI. Usiądę, gdzie będę uważał za stosowne, mam panu wręczyć ten list.
HEYST. Aha: bez koperty?
DORDOŃSKI. Niestety, List został przez omyłkę otworzony.
HEYST. Szkoda, bo ja to zwykle odsyłam, nie czytając. (Chowa list do kieszeni).
DORDOŃSKI. Panie, to list od żony.
HEYST. Nie mam żony. Sąd uznał, że małżeństwo z kobietą z Grudziądza jest nieważne, (pogwizduje i bierze się do roboty).
DORDOŃSKI. Panie, co tam pan właściwie robi?
HEYST. Nic, coś mi upadło i chcę to wydostać (piłuje, tnie).
DORDOŃSKI. Pan rujnuje posadzkę? Pan niszczy podłogę.
HEYST. Istotnie. Przy tej okazji muszę — jak to pan zauważył zniszczyć cośkolwiek podłogę.
DORDOŃSKI. W cudzem mieszkaniu? Bez zgody właściciela? Bez zgody lokatora? Bez koncesji? To gwałt! To samowola. Pan będzie odpowiadał sądownie.