Strona:Bruno Winawer - R. H. Inżynier.pdf/80

Ta strona została uwierzytelniona.

pierwszego lepszego z ulicy, ten sprzedaje wszystko na łeb na szyję, każe staremu poczciwemu Hufnalowi tańczyć shimmy...
MARY. (Bez przekonania). Pan Powsinowski, nie był przecie pierwszym lepszym. To jego kolega. To starodawny pacjent papy... Pachyineningitis...
PISTJAN. Ale uleczona całkowicie. To jeden ze zdolniejszych urzędników w Ministerjum.
DORDOŃSKI. Nic mnie nie obchodzi. Umywam ręce. Może to teraz taki zwyczaj, że szaleńcy budują sanatorja dla warjatów. Idea jest nawet piękna: Sami sobie. Ale ja w tem palców maczać nie chcę, muszę wiedzieć z kim mam do czynienia. Byłem radcą prawnym u nafciarzy, byłem radcą prawnym w teatrach, ale nie mogę być radcą prawnym u furjatów. (Rzuca papiery).
PISTJAN. Widzisz, Meruś, co prawda to prawda. Ja bo wciąż mam pewne obawy, niby to tak, a właściwie nie... On tam ciągle coś pisze, skrobie, ukrywa... Widzisz taki Powsinowski. Zupełnie co innego. Ma najlepszą opinję. Przełożeni są nim po prostu zachwyceni. A ten...
MARY. Ryszard pracuje naukowo.
PISTJAN. Hm. Wierzysz w tę jego pracę. Jakieś, cyfry, całki, logarytmy...
DORDOŃSKI. A już szczyt wszystkiego to ta plenipotencja. Pomijam, że jest niewłaściwie sporządzona. Ale daje nieznanemu człowiekowi plein pouvoir — i to w godzinach objadowych. Dziesięć minut przed pierwszą, jeden wszystko kupuje a dziesięć minut po pierwszej drugi wszystko sprzedaje. Co najgorsze, oni na tem zarobili sześćdziesiąt miljonów.