przez nie rękę kobiecą, która wykonywa dziwny ruch powitalny). A to co?
GORDON (melancholijnie): To właśnie ona. Lola. Nie mówiłem ci, że ją zobaczysz?
(PANNA LOLA ZAMBEZI — jest tym razem jasnowłosa. Ubrana bardzo elegancko. Tupet i wdzięk diwy kabaretowej).
LOLA (otwiera drzwi): No i cóż? Kiwam i kiwam i — nic! Jak się macie chłopaki kochane! Perlmutter! Nareszcie Perlmutter! Tyle lat marzyłam o tobie! Pokaż że się, matematyku. Niech się oczy moje napatrzą! Brodę ma. Widziałeś, Gordon, brodę ma?
GORDON: A tak, ma. W rzeczy samej.
LOLA: I koguta wciąż ma na głowie!
GORDON: I koguta też ma.
LOLA: On jest w ogóle szalenie przystojny! Tylko ten żakiet! Perlmutter, jeszcze ci go mole nie zjadły? No, nie wstydź się, wszystko jedno, daj pyska!
PERLMUTTER: Szanowna panno Lolu...
LOLA: A to stypa! On do mnie mówi: „panno Lolu“...
PERLMUTTER: Tak jest. Panno Lolu, chodzi o to, że ja i Gordon zajmujemy obecnie poważne stanowiska na drabinie...
LOLA: Nie gadaj głupstw. No — czekam! Daj pyska! Prędzej!
PERLMUTTER: Nie może być żadnej mowy o pysku. Rzecz jest ta, że ja i Gordon...
LOLA: Nie chcesz mnie pocałować? Perlmutter? Nie obrażaj kobiety. Ja schnę z tęsknoty za tobą, a ty... Jak to, doprawdy nie chcesz?
PERLMUTTER: Chyba tylko dlatego, żeby uchronić panią od uschnięcia. (Pocałunek). A teraz mówmy poważnie.