Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/29

Ta strona została uwierzytelniona.

niśmy zachowywać pozory. Stoimy obaj na świeczniku, że tak powiem, i wobec tego...

LOLA: Na czym stoisz? na świeczniku? Co on gada? Perlmutter, ty masz pypcia!

GORDON: Nie, na pewno nie. On ma rację. Słusznie mówi. To nie jest, widzisz, z naszej strony brak gościnności, ale pomyśl sobie — mieszkanie docenta! Tu lada chwila może przyjść słuchacz... Nie wypada...

PERLMUTTER: Właśnie! O to chodzi! Tu lada chwila może przyjść słuchacz. Uważasz?

LOLA: A co mnie obchodzi słuchacz... Pst! Ktoś idzie!

GORDON: Sapristi! Znów? Perlmutter, idź — zobacz...

LOLA: Jeżeli to jest posłaniec z kufrem, Perlmutter, to go wpuść tutaj. To moje rzeczy. Uważasz, Gordon, postanowiłam się tu wprowadzić do ciebie...

GORDON: Co?

LOLA: Cieszysz się? Świetna myśl, prawda? Mam w hotelu mieszkać? Drogo, niewygodnie. Spakowałam rzeczy, raz, dwa, trzy i kazałam je tu przynieść. Dobra myśl, co?

GORDON: Ależ Lolu, na litość Boga...

LOLA: Nie ma ależ! Wszystko obmyśliłam. Ty na ten tydzień przenosisz się do Perlmuttera. Patrz jak Perlmutter się cieszy! Aż mu się kogut nastroszył!... Jestem tylko na tydzień zaangażowana, Perlmutter. Ale pocieszcie się, kontrakt pewnie przedłużą.

GORDON: Ależ, Lolu! To szaleństwo! Tu się nie można sprowadzać. To się pod żadnym pozorem stać nie może!

PERLMUTTER (u drzwi, tragicznie): Posłaniec!...