Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/46

Ta strona została uwierzytelniona.

PODOŁEK: Jak to, panie profesorze? Skąd ma być? Przecie wracamy od niego — naturalnie samo przez się. Ponieważ...

PYTEL: Podołek, ja was nie proszę o sylogizmy! Stawiam wam pytanie konkretne, powinniście na nie odpowiedzieć rzeczowo, stwierdzając fakt doświadczalnie. Powinniście iść do tych drzwi i zapukać.

PODOŁEK (idzie ku drzwiom po prawej i puka): Pan doktór Gordon jest w pracowni nieobecny, a to z dwóch względów, po pierwsze dlatego, że go nie ma, po drugie zaś dlatego, że jest właśnie w domu.

PYTEL: Dobrze. Czy jest drugi asystent, doktór Perlmutter?

PODOŁEK (rusza ramionami, idzie w głąb, daje przy telefonie domowym jakiś sygnał, wraca): Pana doktora Perlmuttera również zabrakło.

PYTEL (który przez ten czas oglądał dymiący z lekka aparat Pępkowskiego): Stwierdzam, że pracownia jest osierocona, panowie asystenci są nieobecni na stanowiskach, młodzież akademicka wyśpiewuje, jak gdyby studiowała w chederze talmud, a nie przyrodę na wszechnicy — (forte!) I drut w elektromagnesie jest przepalony!
(Idzie ku drzwiom swego pokoju). Aha! Jeszcze jedno. Podołek, postawcie to na stole, przy którym pracuje dr Gordon. (Wręcza Podołkowi butlę i — wychodzi).

TRYLSKI: Jak on to powiedział: i drut jest przepalony! On ma gest, on ma w sobie majestat ten Pytel! Podołek, co się stało? Czego stary taki zły? Byliście u Gordona? Odnalazł się Gordon?

PĘPKOWSKI: Gadajcie, Podołek. Gdzieście wy byli z Pytlem? Co? (otaczają go).