storczyków. Znasz się na mowie kwiatów? Co to właściwie oznacza biały storczyk?
GORDON: Nie wiem.
PERLMUTTER: Muszę iść do biblioteki i zajrzeć do Wielkiej Encyklopedii. Obmyśliłem sobie wszystko — żenię się. Ona ma rację. Człowiek na moim stanowisku powinien się ożenić. Jestem to winien społeczeństwu... Czyż tylko ludzie głupi mają się rozmnażać? Ale!... Cóż — twoja afera?
GORDON: Dziękuję. Rozwija się powoli według wszelkich reguł sztuki dramatycznej. Studenci przyjęli mnie kantatą z kabaretu, Pytel a nawet Podołek mają coś na wnętrzu. Prócz tego przysłano mi korektę jakiejś codziennej czy tygodniowej „Gwiazdy porannej“. Jest tam artykulik pt. „Moralność niezależna“. Niejaki dr G. — to niby ja — coś kala i coś tarza po kabaretach... Masz przeczytaj.
PERLMUTTER (czyta): Hm. Ubrali cię. Całe szczęście, że tego pisma nikt nie używa do czytania.
GORDON: Najgorsze zaś jest, żem znalazł dziś we własnej kieszeni taką rzecz (wyjmuje order).
PERLMUTTER: Co to jest?
GORDON: Order.
PERLMUTTER: Co za order?
GORDON: Bo ja wiem.
PERLMUTTER: Skąd to do ciebie? Uratowałeś tonącego, czy co?
GORDON: Nie! Myślałem nad tym właśnie, długo i usilnie. Przypominam sobie rzecz całą bardzo nie dokładnie. Jak wiesz, byliśmy z Lolą i panem Wojtaszkiem na dworcu.
PERLMUTTER: No tak, więc co?
GORDON: Coś gwizdnęło, przyjechał jakiś pociąg — wyszliśmy na peron —