PERLMUTTER: Heliotrop, połączony z „tréfle incarnat“. Ona bardzo lubi ten zapach.
GORDON: Kto?
PERLMUTTER: Lolotte.
GORDON: Aha! Wiec byłeś u niej?
PERLMUTTER: Byłem. Zaraz po wczorajszej awanturze w laboratorium. Wszystko się wyjaśniło. Ona tylko mnie kocha!
GORDON: No i cóż, żenisz się?
PERLMUTTER: Dziś o dwunastej minut piętnaście oświadczam się. Miałem zamiar uczynić to już wczoraj w „Arce Noego“, ale w kulminacyjnym momencie zawsze ją ktoś prosił do tańca.
GORDON: Co? Byłeś i w Arce?
PERLMUTTER: Byłem. Żenię się z artystką, muszę wejść w kontakt ze sztuką. Zauważyłem duże braki w moim wykształceniu. Wyobraź sobie, nie umiem tańczyć. Znam pierwszą figurę kontredansa, ale wyłącznie ze strony teoretycznej. Gdyby nie to — oświadczyłbym się już wczoraj. Tak jest właściwie najłatwiej: muzyka, ja, ona, sam na sam w tłumie, trzymam jej kibić — stanowczo najlepsza okazja do mówienia o tych głupstwach. Ale cóż — nie umiem tańczyć.
GORDON: Więc odłożyłeś wyznanie do dnia dzisiejszego? A bukiet posłałeś?
PERLMUTTER: Nie trzeba żadnego bukietu. Mówi się po prostu: Lola, à propos, chcesz być moją? Ona się rumieni, spuszcza oczy i pada ci w objęcia.
GORDON: Mnie? Znów mnie?
PERLMUTTER: Ale skąd? Mnie.
GORDON: To już znacznie prostszy sposób. A skąd go masz?
PERLMUTTER: Z literatury pięknej. Przeczy-