Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/105

Ta strona została skorygowana.

bergh — nie osłonią teraz naszych domów, rodzin, muzeów, dzieł sztuki, książnic, zabytków, obserwatoriów — zdarliśmy z narodów ich pancerze ochronne, przez dwa dni możemy zniszczyć tyle, że stulecia tego już nie naprawią.
Trzeba poddać siłę pod władzę rozumu — mówił jeszcze wielki lotnik. W Berlinie, „ausgerechnet“ w dzisiejszym Berlinie...
Kio chce zachować w skołatanym sercu odrobinę optymizmu, powinien w tej dobie hałaśliwej i groźnej przeglądać książki... medyczne. Jedna z firm warszawskich wydała gruby foliał, wspomnienia lekarza amerykańskiego p. n. „Pięćdziesiąt lat życia chirurga“. W głowie się to po prostu nie mieści... Stary praktyk pamięta jeszcze doskonale czasy, kiedy nikt nie wierzył w Listera, w mycie rąk, w aseptykę, kiedy największe powagi kpiły z mikrobów. Ludzie bali się szpitala — i słusznie, bo szpitale były zarażone bardziej od najgorszych ruder na przedmieściu, zamożniejsi pacjenci wzywali lekarza do domu na operację. Chirurg nie miał pojęcia o maskach, rękawicach odkażonych, kitlach, krajał przeważnie w czarnym tużurku (taka była moda) — pewien głośny podówczas lekarz paryski wprowadził tu ciekawą inowację: kiedy miał rżnąć i otwierać nieszczęsne brzuchy — ubierał się we frak, prawdopodobnie przez szacunek dla przyszłego nieboszczyka. Nie znano promieni Roentgena, lamp elektrycznych, środków narkotycznych, stali nierdzew-