Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/112

Ta strona została skorygowana.

wieściowych, uśmiechają się, mówią „może“, nie mają czasu na „wizje dalekiej przyszłości“. Mają za wiele kłopotu z krokiem najbliższym.
Tak czy owak po rozmowach z embriologami słuchacz nabiera respektu dla zwykłego żółtka w jajku, chociaż i dorosły, upierzony ptaszek budzić powinien szacunek i podziw. Amerykanie zbudowali w Ohio imponującą, potężną stację radiową (500 kilowatów) i stwierdzili podobno, że gołębie pocztowe tracą nagle słynny zmysł orientacyjny w pobliżu anten nadawczych, pod wpływem fal krótszych. Co się tu znów dzieje, jaki to aparat funkcjonuje od wieków w łagodnych, gruchających ptakach, jakim cudem reagują na fale elektromagnetyczne, nie znając ani równań Maxwella, ani prac nieśmiertelnego Hertza? Sam kolor piórek na łebku, na skrzydłach, na brzuszku, na ogonie tworzy kwestię niezmiernie ciekawą, która odegrała rolę poważną w dziejach wiedzy, cywilizacji i światopoglądów. Z najważniejszej w naukach pzyrodniczych teorii ewolucji wynikało jak gdyby, że tylko typ najlepiej przystosowany do życia zwycięża w powszechnej a zaciekłej walce o byt. Tylko okaz najlepiej ukryty w gęstwinie przed okiem odwiecznych wrogów powinien się wreszcie ostać i — istotnie — trafiamy często w naturze na zdumiewające „kamuflaże“, liszka wygląda zupełnie jak gałązka, motyl jak kwiatek — fortele, które armie potęż-