Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/125

Ta strona została skorygowana.

Takie same zresztą łamigłówki znajdziemy — poszperawszy trochę — i w innych dziedzinach. Zdarzają się nieprawdopodobni rachmistrze, mnożą w pamięci olbrzymie cyfry, dodają błyskawicznie wielką kolumnę liczb, wyciągają pierwiastki, żonglują milionami, Einsteina w kozi róg mogliby zapędzić... Fenomen tego gatunku, dr. Rückle, opowiadał mi ongiś, że go już w pierwszej klasie gimnazjalnej wyrzucano za drzwi na lekcji arytmetyki, bo wszystkie zadania rozwiązywał w okamgnieniu i przeszkadzał innym w pracy mozolnej i bardziej systematycznej. Nie wyrósł jednak na Einsteina, otrzymał skromne zajęcie w biurze statystycznym — bo i uzdolnienie rachunkowe, to jeszcze nie geniusz matematyczny. Istnieją po prostu mózgownice predestynowane, stworzone do żonglowania wielkimi liczbami...
I prawdopodobnie — po bliższych badaniach — doszlibyśmy do wniosku, że rodzą się na świecie „geniusze dodawania“, albo dzielenia, albo wyciągania pierwiastków, że i tu jeszcze istnieją talenty bardzo różne, specjalności bardzo rozmaite.
Mózg ludzki, to jakiś aparat niezmiernie skomplikowany, trudny do zrozumienia. Dawniej zajmowali się nim — i resztą psychiki — filozofowie, rzucali frazesy gromkie pełnymi garściami, nie badali, nie sprawdzali twierdzeń, nie robili doświadczeń — gadali. I dopiero z niedużej książki Freuda „Wizerunek własny“