Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/133

Ta strona została skorygowana.

badacze angielscy i amerykańscy odkryli fakt niezmiernie ważny: mikroby różnego autoramentu mają najwidoczniej własnych wrogów, zaciekłych, nieubłaganych, choć niewidzialnych. Można w mądrych doświadczeniach wykazać, że bakterie giną, rozpuszczają się dosłownie w starciu z „bakteriofagami“ (pożeraczami) — ale jak taki „pożeracz“ wygląda? czy w ogóle żyje? jak go — poza probówką — zmobilizować, powołać pod broń, i pchnąć do walki? — nie wiadomo.
I dopiero w dniach ostatnich ciekawa i doniosła sprawa zaczęła się jakby wyjaśniać — nauka jest znów „na tropie“. Znany badacz, dr. Northrop (Instytut Rockefellera, laboratoria w Princeton) ogłasza wyniki prac trudnych i subtelnych. Odcedził pewną ciecz, która jakieś tam groźne gronkowce pochłania, połyka, rozpuszcza i ta ciecz — jak dowiodła analiza — nie składa się wcale z żywych drobnoustrojów. To po prostu substancja chemiczna, proteina, która ma jednak tę cudowną własność, że się mnoży jak gdyby i rośnie w zażartej walce z bakteriami chorobotwórczymi. Dużo jeszcze wody, atramentu i czasu upłynie, nim sensacyjne odkrycie dzielnego bakteriologa amerykańskiego zrozumiemy w całej rozciągłości — jedno już dziś jest pewne: medycyna uzyskała nową broń w straszliwej wojnie, niezawodną, łatwo dostępną, fabryczną broń chemiczną i dzień ostatecznego triumfu nad podstępnymi lasecznikami,