Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

ni mają nadzieję, że tym czy owym sprytnym chwytem mały świat atomu i wielkie, nieobjęte bezmiary śródgwiezdne zamkną wreszcie w jakichś rozsądnych, zrozumiałych formułach.
Rzecz dziwna, ile jeszcze faktów ciekawych, ważnych — choćby ze stanowiska filozoficznego — odkrywamy co noc na niebie. Dr. Hetzler (obserwatorium Yerkesa, Chicago) odnalazł na kliszach gwiazdy, gołym okiem niedostrzegalne, ciemne, gasnące. Straciły już prawie ciepło wewnętrzne, tlą się jeszcze światłem różowym i błąkają się jak widma — stosunkowo nawet niedaleko od nas (niektóre są bliższe od znanej alfa Centauri). Tworzą klasę specjalną i nawet... niebezpieczną, wydobyć je może raptem z ciemności kosmicznych jakaś katastrofa przeraźliwa.
Innym astronomom amerykańskim udało się wyjaśnić trochę tajemnicę „mgławic czerwonych“. Mgławice — to przeważnie w większych teleskopach i na lepszych zdjęciach skupiska gwiazd tak gęste, że wyglądają na pierwszy rzut oka jak obłok mleczny, ale prócz tych są też i inne pasma, welony i „smugi dymu“ na firmamencie. Prace kilku naraz uważnych obserwatorów dowiodły, że to czasem większe gwiazdy (np. Antares) oświetlają niczym pożar materię kosmiczną i tę „łunę we wszechświecie“ oglądamy przez szkła refraktorów — tak przynajmniej wynika z trudnych badań spektralnych.
Uczniowie i następcy Jeansa wysuwają no-