Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/171

Ta strona została skorygowana.

niczny między chemią i życiem zwęża się coraz bardziej, niknie.
I znów mamy tu najwidoczniej dwa oblicza wiedzy przed sobą: uśmiechnięte i tragiczne. Epokowe badania Stanley’a otwierają wspaniałe perspektywy przed wiedzą lekarską: trafiliśmy na chemiczne przyczyny „zarazy mozaikowej“ u roślin tytoniowych, może trafimy na trop innych zarazków nieuchwytnych, przesączalnych, znajdziemy wreszcie sposób na grypę, influenzę, katar i t. d. i t. d. Ale te same wielkie odkrycia — jak się domyślać łatwo — mogą być również wodą na potworne młyny Belzebubów i Lucyferów: bliski jest, jak widać dzień, kiedy człowiek będzie sobie tworzył dowolne, nowe, nieznane epidemie w laboratorium... Biochemia może być obrócona na dobre, albo i na złe.
Niedawno otrzymał nagrodę paryskiego „Tow. Astronomicznego“ Amerykanin nazwiskiem Africano za prace wnikliwe, trudne, niebezpieczne nad t. zw. „rakietą“. Opisuje w ciekawym referacie, który przedrukowały pisma, jakich musiał używać forteli sprytnych, żeby uchronić siebie — obserwatora — i aparaty miernicze przed gwałtownymi wybuchami w groźnym przyrządzie. Napełniał metalowe cylindry płynnym tlenem, prochem, dynamitem, ścieśnionymi gazami, opracował metody zapalania niebezpiecznych mieszanin, badania ciśnień. Wreszcie to i owo ustalił: rakieta dobrze wykonana może się na coś przydać, może się wznieść