Strona:Bruno Winawer - Ziemia w malignie.djvu/181

Ta strona została skorygowana.

wija plany, tworzy armie inżynierów i robotników. Mają kosztem setek tysięcy dolarów zbudować w gorejącym piekle ściany i mury ogniotrwałe, mają zalać cementem kominy i szpary, odciąć dostęp powietrza...
Można z tej historii tragicznej wyciągnąć — jak się zdaje — niejeden morał pożyteczny. Dziwnym zrządzeniem losu w Rosji robotniczej zdobył wielką sławę prosty górnik, Stachanow, który więcej niż inni wydrzeć umiał węgla z wnętrza ziemi — teraz znów, jak to widać na ciekawych zdjęciach w tygodnikach amerykańskich, rosyjska Akademia Nauk zgromadziła uczonych ze wszystkich instytutów i organizuje na gwałt nową „piatiletkę“. Chodzi o uruchomienie i najrozsądniejsze wyzyskanie bogactw naturalnych olbrzymiego kraju. W obradach biorą udział głośny botanik, Wawiłow, badacz lądów i mórz arktycznych, Samojłowicz, twórca wielkiej pracowni, poświęconej zagadnieniom technicznym i fizykalnym, Joffe. Sprawa umiejętnego rozdziału energii i rozprowadzenia jej po kolosalnym terenie jest w tych naradach oczywiście na pierwszym planie i — to już wygląda prawie na ironię złośliwego losu — wśród wielu zajmujących projektów ma zwolenników gorących i taki: utworzyć gazownie od razu pod ziemią, wewnętrzne pokłady węgla zamienić na gaz, który będzie rurami przesyłany do miast i osad fabrycznych. Technicy chcą, krótko mówiąc, zainscenizować racjonalny „pożar w Ohio“